poniedziałek, 1 sierpnia 2011

Club 27


Chciałem podkreślić, iż niedawno umarła piosenkarka Amy Winehouse. Jej śmierć wywołała wielki szum, który kompletnie zniknął. I się nie dziwię. Wkładanie jej do tz. Clubu 27 obok np. Janis Joplin, Jima Morrisona, Jimiego Henrixa jest mocno przesadzone. Jedyną osobą do której tam pasuje jest Kurt Cobain.

9 komentarzy:

foto-gra-fka pisze...

Dokładnie.
PS. Świetny rysunek.

Maciej Pałka pisze...

Niby dlaczego?
Jest ikoną? Była gwiazdą popu? Wyznaczyła jakieś nowe trendy? Miała 27 lat? Umarła?

No to wszystko pasuje.

Vincent van Blogh pisze...

Dla mnie była przypadkiem (w sumie to nic złego, dużo zjawisk tak powstaje). Wiecej w jej stylistyce muzycznej zrobił Mark Ronson. Także jej sukces nie jest tak do końca jej sprawą.

Jarek Obważanek pisze...

Wiele karier można przypisywać przypadkowi (sam zresztą to przyznałeś) ale czy z tego powodu należy je skreślać? Każdy zna twórców, którzy z jakichś powodów nie zostali sławni, a ich dokonania przyćmiewają tych ze świecznika. Takie jest c’est la vie.

Jarek Obważanek pisze...

PS. Rysunek w pyteczkę.

Vincent van Blogh pisze...

Mi się Winhouse podobała, ale chodzi mi o drobny szczegół. Ona legendą nie dorównuje towarzyszom z Club 27. Moim zdaniem za pół roku nic już nie będzie o Amy Winhouse. Zostanie tylko jeden utwór w radio. Teksty typu „Taką ją zapamiętamy” są czysto marketingowe. Ja ją nie będę pamiętał jako osobę, której wizerunek teraz chcą naprawić. Za późno. Stała sie narkomanką, która ciężko przechodziła uzależnienie. Przez co była cały czas na świeczniku, co pewnie ją niszczyło. Wpadła w wiz gwiazdorstwa, które ją zżarło.

"Każdy zna twórców, którzy z jakichś powodów nie zostali sławni, a ich dokonania przyćmiewają tych ze świecznika."
I tu masz 100% rację. Sa też tacy, co świadomie odpychają od siebie sławę.

Maciej Pałka pisze...

Stefan, ale Ty to komentujesz z pozycji zdziadziałego hipstera, który takiej muzy po prostu nie czai/nie słucha. A skoro po 5 latach ciągle czekano na jej koncerty i nową płytę, to za pół roku nadal będzie pamiętana. Bardziej niż Brian Jones.

Vincent van Blogh pisze...

Mam nadzieję, że nie jestem zdziadziałym hipsterem. Ale wydaje mi się, że czekano na jej koncerty i płytę tylko dlatego, że żyła i było o niej głośno w świecie plotkarskim. Tak więc przyszłe pokolenia zapamiętają ją jako artystkę jedej piosenki. Co nie pasuje do kilku postaci z clubu 27.

Maciej Pałka pisze...

Stefan, ja nazywam Cię zdziadziałym hipsterem, jednocześnie mierząc Cię własną miarą bo za takiego się właśnie uważam. Po kilku latach kompulsywnego wchłaniania nowości w tym roku przesłuchałem max 3 nowe albumy. Wróciłem do korzeni. Edukuję się i jestem na dobrej drodze by zmienić sie w Pana Kaczkowskiego.