W czerwcu ukaże się książka pt: Historia pisana zbrodnią
autorstwa Joanny Krężelweskiej. Jest to zbiór artykułów i opisów
procesów opartych na aktach sądowych. Książka została zilustrowana,
złożona i okraszona okładką przez Wojciecha Stefańca (wszystko w jednym).
Poniżej próbki:
Nie myśl, że będziesz dziś żyła
"...Za tymi
drzwiami rozegrały się dramatyczne sceny. Anna trzymała na rękach
14-miesięcznego synka. Krzyczała, by wezwać milicję. – Odpowiedziałem
jej, że gdy przyjdą funkcjonariusze milicji, to mnie żywego nie wezmą i
ją też zabiję – powiedział, tym samym pogrążając się w kwestii swoich
zamiarów. – Gdy zobaczyłem przez okno, że jadą samochodem, na ich widok
dostałem szoku nerwowego – to wersja 36-latka. Pamiętał, że zadał wtedy
żonie cios, może dwa bagnetem w plecy. – Gdy funkcjonariusze MO dobijali
się do drzwi, wówczas chciałem pozbawić się życia i wypiłem około 1/8
litra kwasu solnego. Nie miałem zamiaru pozbawić życia mojej żony, a
jedynie na skutek szoku nerwowego lekko ją okaleczyłem. Gdybym ją chciał
zabić, mogłem to uczynić przez zadanie silnych ciosów – wyjaśniał. Jan
S. kontynuował wątek „szoku nerwowego”. Oświadczył..."
Śmierć za śmierć
"...Znalazł się
chętny – zaoferował swoją krowę, cielaka i dopłatę 8 tys. złotych.
Wpłacił zaliczkę. – Bez naszej wiedzy Czesław odebrał resztę, czyli 5
tys. złotych – tłumaczyła śledczym kobieta. Nie przyznał się, a potem
zniknął z domu. Wrócił 23 czerwca około 4 rano. – Na krzyk męża „ojej,
ojej, ojej” wybiegłam z pokoju sypialnego na korytarz i ujrzałam go
leżącego twarzą do podłogi w kałuży krwi. Brat Czesław w tym czasie
zamierzał uderzyć siekierą leżącego. Na widok mej osoby i krzyku zmienił
kierunek i uderzył mnie obuchem siekiery w głowę trzy razy. Raz po raz –
mówiła. Kobieta postanowiła ratować męża. Złapała za siekierę,
błagając, by brat się opamiętał. Uderzył ją wtedy w plecy. – A potem
usłyszałam „trzask”. Uderzył siekierą męża w głowę – zeznała..."
Dała życie, zabrała życie
"...8
października o 6 rano zabrało ją pogotowie. Około godz. 10 w szpitalu w
Miastku urodziła synka. Ważył 3450 gramów. 16 października z dzieckiem
została wypisana. – Początkowo byłam zadowolona ze swego dziecka i je
wychowywałam – tłumaczyła. Mieszkała razem z koleżanką.
– Byłam
słaba, nie mogłam chodzić, ale jednak musiałam codziennie z PGR sobie
przynieść w wiadrze węgla i zbierać drzewo na podpałkę. Byłam przez to
przemęczona, a w dodatku dziecko moje było krzykliwe, w nocy często nie
spałam, gdyż płakało tak, że sprzykrzyło mi się życie. W dniu 28
października pobierałam swoją wyprawkę ze sklepu i nie wiedziałam wtedy
jeszcze, że dziecko utopię. 29 października postanowiłam się pozbyć
dziecka w ten sposób, że nazajutrz pojadę do Miastka, pójdę wzdłuż torów
do Słosinka i utopię je w jeziorze – wyznała. Koleżankom zapowiedziała,
że jedzie z synkiem..."
środa, 1 czerwca 2016
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz