środa, 1 czerwca 2016

Historia pisana zbrodnią / książka

W czerwcu ukaże się książka pt: Historia pisana zbrodnią autorstwa Joanny Krężelweskiej. Jest to zbiór artykułów i opisów procesów opartych na aktach sądowych. Książka została zilustrowana, złożona i okraszona okładką przez Wojciecha Stefańca (wszystko w jednym).
Poniżej próbki:


Nie myśl, że będziesz dziś żyła
 "...Za tymi drzwiami rozegrały się dramatyczne sceny. Anna trzymała na rękach 14-miesięcznego synka. Krzyczała, by wezwać milicję. – Odpowiedziałem jej, że gdy przyjdą funkcjonariusze milicji, to mnie żywego nie wezmą i ją też zabiję – powiedział, tym samym pogrążając się w kwestii swoich zamiarów. – Gdy zobaczyłem przez okno, że jadą samochodem, na ich widok dostałem szoku nerwowego – to wersja 36-latka. Pamiętał, że zadał wtedy żonie cios, może dwa bagnetem w plecy. – Gdy funkcjonariusze MO dobijali się do drzwi, wówczas chciałem pozbawić się życia i wypiłem około 1/8 litra kwasu solnego. Nie miałem zamiaru pozbawić życia mojej żony, a jedynie na skutek szoku nerwowego lekko ją okaleczyłem. Gdybym ją chciał zabić, mogłem to uczynić przez zadanie silnych ciosów – wyjaśniał. Jan S. kontynuował wątek „szoku nerwowego”. Oświadczył..."

Śmierć za śmierć
"...Znalazł się chętny – zaoferował swoją krowę, cielaka i dopłatę 8 tys. złotych. Wpłacił zaliczkę. – Bez naszej wiedzy Czesław odebrał resztę, czyli 5 tys. złotych – tłumaczyła śledczym kobieta. Nie przyznał się, a potem zniknął z domu. Wrócił 23 czerwca około 4 rano. – Na krzyk męża „ojej, ojej, ojej” wybiegłam z pokoju sypialnego na korytarz i ujrzałam go leżącego twarzą do podłogi w kałuży krwi. Brat Czesław w tym czasie zamierzał uderzyć siekierą leżącego. Na widok mej osoby i krzyku zmienił kierunek i uderzył mnie obuchem siekiery w głowę trzy razy. Raz po raz – mówiła. Kobieta postanowiła ratować męża. Złapała za siekierę, błagając, by brat się opamiętał. Uderzył ją wtedy w plecy. – A potem usłyszałam „trzask”. Uderzył siekierą męża w głowę – zeznała..."

Dała życie, zabrała życie
"...8 października o 6 rano zabrało ją pogotowie. Około godz. 10 w szpitalu w Miastku urodziła synka. Ważył 3450 gramów. 16 października z dzieckiem została wypisana. – Początkowo byłam zadowolona ze swego dziecka i je wychowywałam – tłumaczyła. Mieszkała razem z koleżanką.
– Byłam słaba, nie mogłam chodzić, ale jednak musiałam codziennie z PGR sobie przynieść w wiadrze węgla i zbierać drzewo na podpałkę. Byłam przez to przemęczona, a w dodatku dziecko moje było krzykliwe, w nocy często nie spałam, gdyż płakało tak, że sprzykrzyło mi się życie. W dniu 28 października pobierałam swoją wyprawkę ze sklepu i nie wiedziałam wtedy jeszcze, że dziecko utopię. 29 października postanowiłam się pozbyć dziecka w ten sposób, że nazajutrz pojadę do Miastka, pójdę wzdłuż torów do Słosinka i utopię je w jeziorze – wyznała. Koleżankom zapowiedziała, że jedzie z synkiem..."


Brak komentarzy: