Tekst Michał Kowalski
Latem 1941 roku większość robotników przymusowych ze Słupska została osadzona w jednym miejscu. Obóz znajdował się przy ulicy Kozietulskiego i nazywano go powszechnie Schliepgrund 2. To był 3-kondygnacyjny budynek murowany oraz towarzyszący mu drewniany barak. Według spisanych po wojnie przez historyków Teresę Machurę i Iwo Malczewskiego relacji naocznych świadków warunki w obozie były bardzo ciężkie. „W salach mieszkalnych panowała niezwykła ciasnota, gdyż liczba śpiących dochodziła do dziewięćdziesięciu. Pomieszczenia były brudne i zapluskwione. Wyżywienie, przy czasie pracy trwającym 10 godzin dziennie – składało się z tygodniowego przydziału: 2.250 g chleba, 200 g tłuszczu, 150 g kiełbasy (najczęściej z koniny) oraz obiadów, których główny składnik stanowiła brukiew”. Komendantem obozu był Rudolf Hagemeister, członek NSDAP. „Pod byle błahym pozorem bił polskich robotników – mieszkańców obozu, kolbą pistoletu po głowie” – mówili później świadkowie.
Polscy robotnicy przymusowi musieli nosić specjalne oznaczenie. Miało kształt rombu. Długość boku: 4,7 cm. Wykonane z płótna. Kolor: żółty. W środku litera P. Kolor litery: fioletowy. Obwódka oznak: fioletowa. Znak P – tłumaczono „Pole”, czyli Polak. Nie „Polen”, czyli Polska. Polacy w hitlerowskich Niemczech byli bezpaństwowcami. Wszysycy Polacy musieli obowiązkowo nosić romb z P na wszystkich ubraniach wierzchnich, również koszulach i swetrach. Każdy, kto miał taki znak, zwłaszcza poza obozem, był od razu rozpoznawany. Musiał ustępować Niemcom z drogi. W każdym momencie mógł być skontrolowany. Nie było możliwości, by ktokolwiek wychodząc do miasta, pojawił się bez tego znaku. Dość szybko jednak, jak wynika ze wspomnień robotników przymusowych, Polacy znaleźli sposoby na omijanie zarządzenia. Chodziło to, by na zewnątrz móc nie nosić oznaki, a tylko w razie potrzeby szybko ją przypinać do ubrania. Stąd pojawiły się sztywne płótno i tektura z agrafką, którą można było przypiąć do ubrania, oznaka na blaszce z przylutowaną szpilką, czy oznaka na kawałku skóry ze szpilką. Jak zeznawali po wojnie robotnicy, możliwość chodzenia bez oznaczenia była dla nich chwilowym powrotem do normalności. To dawało im poczucie wolności w trudnych czasach niewoli.
W 1943 roku w obozie wydarzyła się jednak rzecz bez precedensu. Więźniowie zaczęli nosić mosiężne znaczki – guziki z wykutą literką P i przylutowaną szpilką z tyłu.Miały rozmiar 1 x 1 centymetr. Z zeznań świadków spisanych po wojnie wynika, że autorem pomysłu był jeden z robotników przymusowych – Kazimierz Krzyżanowski. Krzyżanowski rozdawał robotnikom znaczki pod warunkiem ich noszenia. Był ślusarzem, znaczki wybijał w pracy, w obozie naprawiał także zegarki. Urodzony w Kaliszu w 1916 roku, prawdopodobnie warszawiak. Był to człowiek uczciwy, ostry, nie bał się narażać na pobicie za swoje poglądy. Takie znaczki miały wiele zalet. Były podobne do niemieckich guzików, które wielu z nich nosiło w klapie, a jednocześnie spełniały wymogi oznaczenia polskich robotników przymusowych. Przynajmniej przez pierwszy rok. Człowiek ze znaczkiem, który pojawiał się poza obozem, mógł czuć się bardziej bezpieczny. Zeznanie byłego robotnika – Romana Chacińskiego: „W obozie znaczki nosiła jedna trzecia wszystkich”.
Lato 1944 roku. Niemcy zorientowali się w pomyśle Polaków i przeprowadzili rewizje pod kątem poszukiwania tych, którzy nosili znaczek. Podobne rewizje przeprowadzono również w obozie w Potęgowie. U Krzyżanowskiego znajdują całą kasetkę ze znaczkami. Zostaje zabrany. Zeznanie Juliana Gardzielewskiego: „Widziałem przed dworcem w Słupsku konwój kilkunastu więźniów skutych kajdankami, ostrzyżonych do gołej skóry i bez czapek, a wśród nich Krzyżanowskiego i dwóch innych robotników z obozu. Było wówczas zimno, a drzewa nie miały liści.” Co stało się dalej z Krzyżanowskim, nie wiadomo. Znaczek jako symbol oporu miał niezwykłe znaczenie dla osadzonych. Dali temu swój wraz podczas noworocznego potkania na przełomie 1944 1945 roku. Na ścianie baraku mieszczono wówczas wielką, odświetloną literę P. Według elacji robotników, komendant Hagemeister dowiedziawszy się o tym wbiegł na salę i zdarł go ze ściany. 8 marca 1945 roku do Słupska wkroczyli Rosjanie. Dzień wcześniej 22 robotników z obozu Schliepgrund 2 zostało rozstrzelanych.Byli zbyt niepokorni.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz